Wypasiona impreza
Na rozpoczęcie lata zorganizowaliśmy super imprezę. W ostatnią sobotę czerwca wyruszyliśmy na Pogórze Przemyskie. Nie straszne nam były chmury i deszcze oraz prognozy wieszczące dalsze opady. W dobrych humorach, radośnie wyjechaliśmy wczesnym rankiem z Rzeszowa. Pokonanie łagodnych wzniesień w okolicach Kalwarii Pacławskiej na przewidywanej trasie, liczącej zaledwie 21 kilometrów, to przyjemny spacerek, z podziwianiem dzieła Stwórcy w otaczającej przyrodzie.
Od początku jednak nie wszystko przebiegało dokładnie tak, jak zostało to zaplanowane. Przestało padać i z godziny na godzinę było coraz cieplej i bardziej słonecznie. Już w czasie dojazdu do Rybotycz musieliśmy znaleźć drogę, którą mógłby przejechać autobus wypełniony po brzegi żądnymi przygód entuzjastami. Wyznaczone objazdy i stan mostów budził uzasadnione obawy, ale wstrzymując oddech, siłą ducha unosiliśmy się nad fotelami w autokarze i tym sposobem bezpiecznie dotarliśmy do punktu wyjścia na szlak.
W Rybotyczach pokonaliśmy Wiar wezbrany po burzy przechodząc przez drewniany mostek, który z powodzeniem mógłby stać się bohaterem kolejnego filmu przygodowego z Indiana Jonesem w roli głównej i zanurzyliśmy się we wszechobecne błotko i zieloność. Wybór był stosunkowo prosty: albo rozmokła, gliniasta droga, albo pokrzywy powyżej pasa. Była czasem jeszcze trzecia alternatywa: szeroka droga z brodami na potokach, no i oczywiście rozległe, kwitnące, kolorowe łąki – raj dla alergików.
Tyle radości i zadowolenia, ile dała nam ta trasa, nie doświadczyliśmy chyba do tej pory. Lesiste wzniesienia Kanasina i Suchego Obycza, to okazja do wspięcia się na szczyty i pokonania własnych słabości, możliwość pomocy innym. Łagodne zejścia to czas rozmowy, dzielenia się sobą i swoimi doświadczeniami, obserwowania przyrody i podziwiania bogactwa grzybnych lasów. Szerokie Połoniny Kalwaryjskie i wspaniałe kwietne łąki, to czas spojrzenia w dal, odetchnięcia całym sobą i chłonięcia piękna, które nie zawsze mamy czas zauważyć. Wyludniona wieś, której jedyną pozostałością jest cmentarz i przydrożne krzyże, stare sady i opuszczone domostwo, to świadkowie trudnej historii tego regionu. Przydrożne ambony myśliwskie wznoszące się nie więcej niż metr nad ziemią, to krzywe zwierciadło komercyjnej rzeczywistości obecnych czasów. W tym wszystkim my, w butach ciężkich od oblepiającego je błota, w zabłoconych po licznych upadkach ubraniach, ochoczo i z radością zmierzający do celu wycieczki – Kalwarii Pacławskiej.
Cel ten osiągnęliśmy wszyscy – nawet najmłodsi, których wyjątkowo liczne grono dodało poczucia beztroski i przysporzyło nam ducha odkrywców rzeczy niezwykłych w zwykłym rowie przydrożnym.
Ze szczytu wieży widokowej mogliśmy podziwiać panoramę kalwaryjskich wzgórz i dolin z rozsianymi po nich kaplicami. Był tu czas na wyciszenie i doświadczenie namacalnej obecności Pana w jego dziele, które jest nam po prostu dane, a które nie zawsze potrafimy docenić.
Czas powrotu do domu jak zwykle przyszedł zdecydowanie zbyt szybko. Wracając zastosowaliśmy na nieremontowanym moście tą samą metodę, co w czasie przyjazdu i dotarliśmy cało, a także zgodnie z planem, do Rzeszowa.
Nasi Przewodnicy po ścieżkach ziemskich i duchowych poprowadzili nas i tym razem bezpiecznie do domu. Mamy nadzieję, że nasza obecność jest dla Nich równie ważna, jak Oni dla nas, a nasze zachowanie, zdyscyplinowane przede wszystkim w obliczu morza pokrzyw, będzie dowodem, że warto nadal, może w nieco nietypowy i bardzo namacalny sposób, odkrywać przed nami Drogi Wiary.
Było błotko i była super impreza.
Wracając omawialiśmy możliwe przyszłe trasy, które wydawały się równie atrakcyjne i ciekawe. Mamy nadzieję na kolejne nie mniej owocne wyprawy. Będzie błotko i będzie impreza. Zapraszamy Cię do wzięcia w niej udziału.
Agata Dąbal