Wyjść z kokonu
Katolicki Klub Turystyczny „Wędrowiec” zapewnia swoim członkom i sympatykom stałą możliwość poznawania gór i ciekawych szlaków o każdej porze roku. Beskid Niski w późnojesiennej scenerii przemierzaliśmy w sobotę 18 listopada 2017 r. Po pozbieraniu wszystkich uczestników eskapady, wczesnym rankiem dotarliśmy do małych łemkowskich wsi położonych przy granicy ze Słowacją. W czasie jazdy zostaliśmy dodatkowo wyposażeni w ledowe lampki, po to abyśmy byli lepiej widoczni i bezpieczniej poruszali się w warunkach mrocznego poranka i szybko zapadającego zmierzchu.
W dawnej cerkwi w Smerekowcu – obecnie kościele pw. Św. Michała Archanioła w Smerekowcu – uczestniczyliśmy we Mszy św. Ta murowana świątynia ze wspaniałym ikonostasem oraz naściennymi malowidłami nie była tak przytulna, jak drewniane łemkowskie cerkwie. Liczna grupa gimnazjalistów sprawiła, że wypełniliśmy ją młodzieńczym zapałem. We wspomnienie bł. Karoliny Kózkówny – patronki diecezji rzeszowskiej – młodej dziewczyny, zamordowanej w obronie najważniejszych dla niej wartości, przypomnieliśmy sobie, że nie wiek, czy stan cywilny, ale świadectwo wiary decydują o świętości. Nasz Ojciec Duchowny podkreślił, jak ważne jest codzienne dawanie dowodów na to, że jesteśmy katolikami i traktujemy nasze chrześcijaństwo poważnie. Łatwo jest dać świadectwo wiary w grupie, która uznaje zasady podobne do naszych. Znacznie trudniej wyjść z tego przyjaznego świata i nawet narażając się na ostracyzm, czy wyśmianie pokazać co dla nas jest ważne i bronić tych wartości. Z takiej postawy powinniśmy się rozliczyć sami przed sobą, przede wszystkim w kończącym się roku liturgicznym przebiegającym pod hasłem „Idźcie i głoście”.
Ze Smerekowca podjechaliśmy do Zdyni, gdzie wkroczyliśmy na pieszy szlak. Poprowadził nas Zygmunt Solarski - Pigmej, który po długiej nieobecności ponownie zawitał na naszej wyprawie. Zaczął od krótkiego szkolenia o chodzeniu po szlakach: ich kolorach, sposobach znakowania i zasadach poruszania się. Było ono bardzo potrzebne ze względu na liczną grupę nowicjuszy, dla których takie informacje okazały się nowością.
Podchodząc w górę na Popowie Wierchy szliśmy zwartą, gwarną grupą. Typowe o tej porze roku błoto, mlaskało pod nogami przypominając prawdziwe oblicze bezdroży Beskidu Niskiego. Jak się okazało na trasie, nie tylko my wędrowaliśmy tymi szlakami. Napotkaliśmy także innych wielbicieli ciszy i spokoju jesiennych gór.
Na polance przed Banicą zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie oraz obdarowaliśmy zasłużonych Wędrowców klubowymi odznakami. Szczególne gratulacje należały się jednemu z najmłodszych – pierwszemu zdobywcy odznaki Wędrowniczka – Maksymilianowi.
Odwiedziliśmy cmentarze wojenne z czasów I wojny światowej, na których są pochowani pospołu żołnierze wrogich sobie armii. W ten listopadowy czas w szczególny sposób pomodliliśmy się na grobach zarówno oznaczonych nazwiskami, jak i nieznanych, poległych w walce. Wspominaliśmy także polską drogę do odzyskania niepodległości.
Przydrożne kamienne kapliczki stanowiły świadectwo kunsztu dawnych rzemieślników, z którego słynęło przede wszystkim Bartne. Dzięki kolejnym pogadankom przewodników nie tylko zaliczyliśmy kolejne kilometry i punkty do odznak, ale także poszerzyliśmy swoją wiedzą o bliskim nam regionie.
Kolejny odcinek trasy wiódł doliną potoku. Po pokonaniu kilku brodów tylko nieliczne buty pozostały nieprzemoknięte. Na szczęście na dalszej części szlaku wykonano drewniane mostki nad potokiem, a droga stała się prawdziwą górską autostradą wysypaną żwirem. Idąc ostrożnie po śliskich deskach i omijając poprzeczne rowki dla spływu wody można było radośnie wędrować. Pokonane kilometry dały się jednak we znaki niektórym niewprawionym nowicjuszom. Grupa rozciągnęła się, ale dzięki temu każdy mógł iść tak, jak lubi najbardziej: wolniej lub szybko, w gwarze współtowarzyszy, albo w ciszy i spokoju, otulony mgłą.
Perspektywa jesiennego wędrowania oglądana z deszczowych, pełnych szarugi i pluchy miast, zniechęciła wielu Wędrowców i ich sympatyków do udziału w tej wyprawie. Mają czego żałować. Jesienne mgły otulające wszystko i wszystkich nadawały niezwykły urok krajobrazom. Szczególnie las jawił się jak tajemnicza kraina. Nie trzeba było kina 3D, żeby poczuć się jak w Narnii. Z mgieł wyłaniały się bezlistne drzewa o niezwykłych kształtach, otulone zielenią mchów i srebrem porostów. Pod nogami na dywanie z liści leżały modrzewiowe witki z igiełkami, wyglądające jak stunożne złote gąsienice. Było cudnie, cicho i mistycznie.
Dla mniej romantycznych pozytywy takiego listopadowego wędrowania są bardziej prozaiczne, ale może nawet ważniejsze. Po pierwsze nie ma komarów i kleszczy, nie trzeba się więc obawiać zakażenia ciężkimi chorobami. Po drugie pył nie zgrzyta w zębach, pot nie zalewa oczu, a solanka nie plami markowych ubrań białymi wykwitami, co jest standardem w lecie. Po trzecie plecak jest znacznie lżejszy, bo większość ciuchów ma się na sobie i nie trzeba też dźwigać hektolitrów wody, jak w czasie upałów. Nie nabawisz się udaru czy oparzeń spowodowanych przez słońce. No i nie mniej ważny bonus: taka kilkugodzinna mgiełka to najlepsza, gratisowa maseczka na cerę wysuszoną przez grzejące kaloryfery.
Jak zatem można zrozumieć niechęć do wyjścia z domu listopadową porą i przedkładanie kanapy, kokonu z kocyka i telewizora z tabletem nad możliwość doświadczenia tych wszystkich przyjemności, które kryją w sobie listopadowe góry. Ci którzy pomimo jesiennego rozleniwienia wzięli udział w wyprawie zorganizowanej przez Katolicki Klub Turystyczny „Wędrowiec” najlepiej mogą zaświadczyć, że każde góry są piękne i wspaniałe o każdej porze roku, nawet te niezbyt wysokie i nawet w czasie szarego jesiennego dnia. Jak dobrze nam się wędrowało dowodzi też fakt, że zaplanowaną trasę przeszliśmy sprawnie, a wielu poszło jeszcze dalej, bo do schroniska na Magurze Małastowskiej.
Kolejne wyjazdy to tym razem wyprawa w głąb duszy – 61. Mistyka Gór, planowana w Jarosławiu w dniach 8–10 grudnia 2017 r.
Na pieszych szlakach spotkamy się już w nowym 2018 roku. Styczniową porą pójdziemy na ośnieżone szlaki.
Wyjdź z nami, zostaw kanapę i poznaj uroki także takiego wędrowania.
Agata Dąbal