Na wytyczonych drogach

Początkiem wakacji Katolicki Klub Turystyczny „Wędrowiec” zorganizował kolejną wyprawę z cyklu Korony Gór Polski – tym razem na najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego – Babią Górę. W sobotę 11 lipca 2015 r. członkowie Klubu i sympatycy wyjechali bladym świtem, aby możliwie wcześnie dotrzeć na miejsce, skąd miała się rozpocząć piesza część wycieczki. Przejazd autobusem szybko minął, przede wszystkim dzięki opowieściom naszego przewodnika, którym tym razem był Pan Łukasz Kuczmarz – fantastyczny przewodnik beskidzki, jeden z najlepszych znawców tych gór.

W pięknej scenerii wczesnego poranka, na Przełęczy Krowiarki uczestniczyliśmy w Eucharystii. Wspomnienie św. Benedykta patrona Europy sprzyjało zastanowieniu się po jakich drogach idziemy i czy realizujemy wezwanie Chrystusa do porzucenia wszystkiego dla Ewangelii. Takie pójście drogą wyznaczoną przez Pana służy przede wszystkim człowiekowi. Nadaje właściwy kierunek, porządkuje życie, a także pozwala z nadzieją i radością patrzeć nawet w niepewną przyszłość.

Babia Góra i jej otoczenie jest objęte ochroną jako Park Narodowy. Można tu podziwiać różne piętra roślinne od lasów typowych dla tych gór po skupiska roślinności typowo alpejskiej. Szczególnie cenne są liczne porosty, mające tu doskonałe warunki rozwoju. Po kupieniu biletów weszliśmy na jeden z wytyczonych szlaków. Przez cały czas mozolnej wspinaczki towarzyszyło nam wiele osób, które miały ten sam cel – osiągnięcie szczytu, często uważanego za jeden z trudniejszych, przede wszystkim ze względu na bardzo zmienną aurę. Te czasem bardzo ciężkie i nieprzewidywalne warunki pogodowe, panujące w rejonie Babiej Góry sprawiły, że jest nazywana także Diablakiem. Przypomina o tym opis na oznaczeniu szczytu. Nam pogoda sprzyjała. Przez całą drogę nie padał deszcz, a dość przejrzyste i ostre powietrze pozwalało na oglądanie wspaniałych panoram. Dzięki naszemu przewodnikowi mogliśmy rozpoznać poszczególne pasma górskie Karpat, doskonale widoczne z różnych stron. Podziwialiśmy najwyższe szczyty Tatr wspaniałe w surowym pięknie ostrych skał o różnych kształtach i nieco niższe wzniesienia zalesionych, łagodniejszych Beskidów. W czasie wspinaczki Babia Góra jak prawdziwa kobieta uciekała przed nami. Wraz z każdym kolejnym podejściem myśleliśmy, że już jesteśmy u celu, a na wierzchołku okazywało się, że nie, że dopiero któryś z kolejnych będzie tym ostatnim, najwyższym w paśmie Beskidu Żywieckiego. Wejście na niego wynagrodziło wszystkie trudy. Cudowne widoki w słonecznym blasku, odpoczynek, radość z osiągnięcia celu to przeżycia, których nie da się opisać. Każde słowa będą albo zbyt małe, albo zbyt patetyczne.

Na szczycie był czas na rozmowy, wspólne fotografie, wylegiwanie się w promieniach ostrego słońca, które część z nas będzie dłużej i nie zawsze mile wspominać.

Schodziliśmy w dół przez Małą Babią do schroniska na Markowych Szczawinach, przez najprawdziwszy las karboński z ogromnymi paprociami porastającymi całe zbocze. W ich zielonym gąszczu można się było całkowicie schować chłonąc specyficzny zapach.

Ostatni etap pieszej wędrówki to przejście trawersem wokół Babiej Góry z powrotem do Przełęczy Krowiarki. Na tym odcinku trasa była zalesiona z widocznymi miejscami osuwisk, które przyroda starała się z powrotem szybko pokryć zielenią runa, krzewów i drzew starających się utrzymać na niepewnym podłożu.

Z żalem rozstawaliśmy się Babią Górą w blaskach wieczornego słońca. Trudno było nam uwierzyć, że potrafi być groźna i nieprzystępna. Część z nas wróci na jej szlaki już niedługo, w czasie obozu wędrownego planowanego w ostatnim tygodniu lipca.

Zatem nie żegnamy się z Beskidem Żywieckim i jego urokami, a mówimy tylko do zobaczenia…

 

Agata Dąbal

Opublikowano dnia: 03.08.2015