Droga pod prąd

Katolicki Klub Turystyczny „Wędrowiec” zorganizował kolejną wyprawę w sobotę 17 marca 2018 r. Wyruszyliśmy inaczej niż zwykle bo bladym świtem, co jak na standardy Klubu było wyjątkowo późną porą. Kolejny nietypowy stan to kilka wolnych miejsc w autokarze po wyjątkowo strachliwych osobach, które zrezygnowały z wyjazdu, przerażone zapowiedziami synoptyków o powrocie prawdziwie zimowej aury. W te niekonwencjonalne wydarzenia wpisało się także rozdanie uczestnikom wyjazdu kwartalnika „Kościółek” wydawanego przez parafię, w której posługuje nasz Ojciec Dyrektor. Znaleźliśmy w nim ciekawe artykuły na czas Wielkiego Postu oraz sporo informacji o działalności naszego Klubu. No i ostatnia z pierwszych niespodzianek, to wyjątkowo uroczysta oprawa Mszy świętej w kościele pod wezwaniem św. Marii Magdaleny w Samoklęskach: z grą organów i śpiewem pieśni pasyjnych.

Czytanie o proroku Jeremiaszu, niezrozumianym i prześladowanym za wierność Bogu, nawiązywało do tego, że niełatwo jest mieć swoje własne zdanie, odmienne od opinii otaczających nas ludzi. Wszelka „inność” jest nierzadko powodem do wykluczenia ze społeczności, ostracyzmu, a nawet eliminacji. Również Ewangelia mówiąca o sporach wywoływanych nauczaniem i osobą Jezusa, przedstawiała oburzenie jakie budziły Jego słowa u współczesnych Mu Żydów. W homilii skierowanej do nas Ojciec Duchowny podkreślił jak ważne jest, aby niezależnie od przeciwności i poglądów otoczenia, iść drogą wytyczoną przez Boga. Drogą, której początkiem jest Krzyż – świadek Zbawienia.

Po Mszy świętej pojechaliśmy do Mrukowej, aby rozpocząć rozważania na szlaku Drogi Krzyżowej. Towarzyszyli nam miejscowi wierni, którzy wraz z nami szli i modlili się. O tym, że Drogi Boże nie są wygodne i szerokie przekonaliśmy się zaraz na początku – dojście do stacji Drogi Krzyżowej było wąską ścieżką, a wybrukowana trasa z oznaczeniami szlaku prowadziła dokładnie w drugą stronę.

Szliśmy za Krzyżem w skupieniu przez kolejne stacje, prosząc o siły dla pokonania swoich problemów oraz poznania kiedy i jak dobrze pomóc innym. Do takich codziennych, a niełatwych spraw nawiązywały odczytywane kolejno rozważania. Drogę Krzyżową zakończyliśmy przy zabytkowej kaplicy poświęconej Matce Bożej i słynącej cudami. Znajduje się ona przy dawnym szlaku kupieckim i szeroko otwiera swoje podwoje dla wędrowców. Można tam w spokoju pomodlić się i zastanowić, bez pośpiechu i gwaru, w ciszy zakłócanej jedynie szumem pobliskiego strumienia i szmerami lasu.

Po wpisie do księgi pamiątkowej i krótkim odpoczynku z posiłkiem, nastąpiła druga – turystyczna część wyprawy. Rozpoczęła się łagodnym wejściem na kolejne szczyty: Świerzową i Magurę. Towarzyszyła nam cudowna zimowa aura: lód wyrastający w formie sopli z ziemi oraz drzewa całe w bieli szronu, pokrywającego drobniusieńkimi igiełkami każdą gałązkę i szpileczkę.

W takiej scenerii, na Magurze, przy pomniku poświęconym św. Janowi Pawłowi II i jego wędrówkom po beskidzkich szlakach, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie. Uroczyście przyjęliśmy do naszego grona nowych członków i przyznaliśmy odznaki Brązowego Wędrowca najwytrwalszym uczestnikom Klubowych wypraw. Z Magury żwawym krokiem zeszliśmy na Przełęcz Majdan, a z niej ścieżką przyrodniczo-kulturową „Świerzowa Ruska” do Świątkowej Wielkiej, gdzie czekał autobus. Ścieżka wiodła wzdłuż dawnej drogi przez nieistniejącą obecnie wieś. Pozostałe po dawnych mieszkańcach ślady to zdziczałe sady, łąki, nieliczne piwnice i cerkwisko z cmentarzem.

Ta wyprawa to prawdziwy raj dla łowców pieczątek, które były zarówno na Magurze, jak i w Świerzowej. Nie bez znaczenia była także pamiątkowa, Klubowa pieczątka z wyjazdu.

Wędrowało się nam bardzo dobrze, a pogoda była idealna. Drobny śnieżek przykrył cienką warstwą szarość roztopów. Lekki mróz grudził ziemię i zestalił błoto. Biel drzew otulonych lodowymi pierzynkami tworzyła niesamowity klimat spokoju i ciszy. Szło się wspaniale, więc szybko przemierzyliśmy całą trasę i dla chętnych była możliwość kontynuowania pieszej wędrówki do Desznicy, gdzie w wiacie osłaniającej przed wiatrem czekało ognisko oraz frykasy w postaci kiełbasek, pieczonego chleba i gorącej herbaty.

Wyjechaliśmy późnym popołudniem, jeszcze w świetle dnia. Droga powrotna minęła błyskawicznie, a humory dopisywały przez cały czas. Żal było się żegnać, lepiej powiedzieć do zobaczenia na kolejnym wyjeździe – 21 kwietnia 2018 r. na dalekiej trasie w Pieninach Spiskich.

Podsumowując ten marcowy wyjazd należałoby się chyba zastanowić czy była to tylko kolejna wycieczka w góry, czy też wniosła coś więcej. Czy naprawdę poszedłem Drogą Krzyżową, czy tylko zaliczyłem parę dodatkowych kilometrów w fajnym lesie. Łatwo jest wtopić się w tłum podobnych osób i popłynąć z prądem, ale czy będziemy w stanie stanąć za Krzyżem sami, w nieprzychylnym otoczeniu.

 

Agata Dąbal

Opublikowano dnia: 28.03.2018